ad

13.03.2011


Labels: ,

Jak jedziesz, baranie


W budowaniu relacji klientów z marką nieocenione są obecnie social media. Niezwykle istotne jest, aby komunikacja opierała się na wiarygodności i spójności przekazywanych treści. Fani muszą mieć poczucie, że traktowani są poważnie, po partnersku. Szczerość i autentyczność to podstawowa kwestia wymagająca spełnienia. Najnowszy przypadek Chryslera stanowi jednak ostrzeżenie przed wizerunkowym ryzykiem, jakie niesie ze sobą obecność w tak dynamicznym środowisku.


Kilka słów wstępu.


Podczas amerykańskiego sportowego święta Superbowl, będącego jednocześnie świętem reklamy (30 sekundowy spot w przerwie meczu kosztuje bagatela 3 miliony dolarów), Chrysler zaprezentował najnowszy spot reklamowy z Eminemem w roli głównej.

Ten pełen patosu i wielkich słów dwuminutowy film jest panegirykiem na cześć Detroit. Miasta, które na tle innych amerykańskich metropolii, wyróżnia się swymi mieszkańcami – ludźmi twardymi, zahartowanymi przez los, znającymi trud i wartość ciężkiej pracy. Którzy własnym wysiłkiem są w stanie osiągnąć wspaniałe cele. W końcu także miasta, w którym bije serce przemysłu samochodowego Ameryki (nawet jeśli jest sztucznie podtrzymywane przy życiu przez miliardy dolarów państwowych dotacji).


Duma i lokalny patriotyzm koncernu był głównym przesłaniem kampanii „Imorted from Detroit”, która została świetnie przyjęta zarówno przez specjalistów, jak i przez fanów marki. Wszyscy docenili przekaz odwołujący się do tradycyjnych wartości, które zwłaszcza w czasach kryzysu zyskały na znaczeniu.

Tym większym zaskoczeniem okazał się wpis na oficjalnym koncie firmy na portalu Twitter, jaki ukazał się 9 marca. Został on zamieszczony przez pracownika agencji interaktywnej New Media Strategies, która obsługiwała profil Chryslera. Jego droga do pracy musiała okazać się wyjątkowo nieprzyjemna, skoro sprowokowała go do zamieszczenia wpisu następującej treści:


Dzień ten zresztą szybko się pogorszył, gdyż pracownik został zwolniony w trybie natychmiastowym. Usunięcie wpisu na Twiterze nie na wiele się jednak zdało, gdyż szybko zaczął on pojawiać się na profilach innych użytkowników. Nie od dziś wiadomo, że z sieci nie da się usunąć niechcianych treści bezpowrotnie. Tym bardziej jest to niemożliwe, im bardziej niepożądane to treści :)

Efekt całego zamieszania jest mimo wszystko całkiem interesujący – liczba fanów profilu zwiększyła się w ciągu kilku dni z 8 do 13 tys. (stan na 13 marca). Może liczyli na kolejne tego typu „kwiatki”? ;)

Chrysler wyszedł z całego zamieszania z klasą – zamieścił oficjalne przeprosiny, ubolewania, zapewnienia etc. To dobrze o nich świadczy. Zawsze przecież mogli zachować się tak ;)



2 comments:

JJ pisze...

A może właśnie o to chodziło? Może to część kampanii :) Jak widać każdy hype jest dobry, nawet ten zły ;)

Maku on 14 marca 2011 21:16 pisze...

W myśl zasady: nieważne jak mówią - ważne, by nie przekręcali nazwy firmy;)

Powód mógł też być inny - chęć zmiany agencji reklamowej. Okazało się bowiem, że stosunki z NMS były dość napięte. Powodem było to, iż szef agencji Pete Snyder, trzy dni przed Superbowl wypaplał w programie „Early show” szczegóły spotu, które miały być trzymane w ścisłej tajemnicy.

Niefortunny wpis na Twitterze przelał czarę goryczy, a zarazem stał się świetną okazją do zakończenia współpracy.

Prześlij komentarz